2. Mecz

Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek, który stał na szafce nocnej obok mojego łóżka. Była godzina 7:48, co oznaczało, że mam 12 minut do śniadania. W pośpiechu wzięłam czyste ubrania, które ubrałam, zrobiłam porządek z włosami i umyłam twarz i ręce. Gdy skończyłam wykonywać owe czynności, na zegarku widniała godzina 8:13. Jestem spóźniona, ale może mi się za to nie oberwie. Zeszłam po schodach i udałam się w kierunku stołówki.
Czy zawsze wszyscy się muszą tak patrzec, gdy wchodzę?!
Wzięłam swoją porcję od lekko gburowatej pani kucharki i zasiadłam przy wolnym stoliku obok okna. Zaczęłam jeść moje śniadanie, które nie bardzo mi smakowało. Podniosłam wzrok z talerza i moje oczy spotkały oczy Michaela. Pomachaliśmy sobie, a on znowu obdarzył mnie tym zabójczym uśmiechem. Dopiłam do końca swoją kawę i wstałam od stołu. Za chwilę rozpoczynał się pierwszy trening na siłowni.

PÓŹNIEJ

Wszyscy usiedli po turecku na macie. Ja siedziałam obok Michaela i jakiegoś chłopaka z tunelem w uchu, który cały czas mi się przyglądał. Było to trochę denerwujące więc postanowiłam się odezwać.

-Nie wiem jak masz na imię, ale czy chodzi po mnie jakiś pająk czy coś, bo mi się tak cały czas przyglądasz? - zapytałam.
-Nie, nie masz, ale jeszcze nigdy nie siedziałem tak blisko obok takiej ładnej dziewczyny. - powiedział z uśmiechem.
-Dziękuje, miło mi, widzę, że ciebie też nie interesuje to co mówi trener. - zaśmiałam się cicho, ale nie umknęło to uwadze trenera.
-Fettner i Siegel! Jeżeli macie ochotę na pogawędkę to szorować mi tam do kąta i robić po 50 pompek!- powiedział zdenerwowany Kuttin.
-Gbur. - powiedziałam cicho, ale reszta to słyszała i zareagowała śmiechem. Całe szczęście, że sam Kuttin tego nie słyszał.
-Nie podoba ci się coś Saro? - dopytał ze zdenerwowaniem trener.
-Nie, nic nic.

Odbyliśmy naszą karę, po czym dołączyliśmy do reszty, która wybierała się w kierunku skoczni. Poszliśmy z Manu po swój sprzęt i dołączyliśmy do reszty. Najpierw skakały kobiety, więc udałam się na górę. Miałam skakać pierwsza, dlatego iż jestem tu nowa. Założyłam kombinezon, kask z RedBulla, który był moim sponsorem i gogle. Wzięłam swoje narty i wyszłam z budki idąc z kierunku belki startowej. Usiadłam na niej, sprawdziłam zapięcia nart i odbiłam się mocno od belki. Wybiłam się z progu i byłam w stanie, który tak bardzo kocham. Wylądowałam dobrym telemarkiem i spojrzałam na moją odległość. Byłam mile zaskoczona widząc na ekranie 133m, czyli o jeden metr bliżej niż wynosi rozmiar skoczni Bergisel. Doskonale wiedziałam że nie jeden męski skoczek tyle nie skoczył tu na Bergisel. Z uśmiechem na twarzy podążałam w kierunku zadowolonego trenera.

-I co pan trener o tym myśli?
-Sara, jesteś w doskonałej dyspozycji! Cóż to był za skok. Jestem pełen podziwu. Oby tak dalej.
-Dziękuje trenerze.

Sama byłam zaskoczona moim skokiem. Może latam tak dlatego, że wkładam głowę między narty, niczym Domen Prevc, a może mam jakieś sprężyny w nogach? Z rozmyśleń wyrwał mnie jakiś męski głos.

-Cześć, my się chyba jeszcze nie poznaliśmy.
-No cześć, masz rację ale i tak wiem kim jesteś.
-No tak, kto by tego nie wiedział. - powiedział z wyczuwalną dumą w głosie.
-No nie wiem, zapytaj może jakiegoś mieszkańca Ugandy albo RPA. - odpowiedziałam mu z irytacją. Nie lubiłam aroganckich mężczyzn.
-Nie dość, że ładna, to jeszcze taka zadziorna. Lubię takie. Gregor. - oznajmił i podał mi dłoń.
-Sara. - również podałam mu swoją, a on ją ucałował, po czym wytrłam z niej mokry ślad na jego koszulkę.
-Czemu ty mnie tak nie lubisz?
-No nie wiem, każdy ma kogoś za kim nie przepada, a w moim przypadku trafiło na ciebie. Przepraszam, ale muszę iść.
-Ej, no wiesz co? Dobra też mogę być nie miły! A ten skok... nic specjalnego.
-Dzięki! - krzyknęłam z ironią z odległości.

Mój drugi skok oddałam na odległość 126m. Jak dla mnie dzisiejszy dzień pod względem odległości uzyskanych na treningu był wspaniały. Zmęczona udałam się do pokoju i poszłam prosto do łazienki pod prysznic.

PORA OBIADOWA

Dostrzegłam Michaela, który siedział sam. Postanowiłam się do niego dosiąść.

-Siemka małpko.
-No siemka wielkoludzie!
-Ej no, mam tylko metr siedemdziesiąt dziewięć.
-Według mnie to dużo zwłaszcza na kobietę.
-Oj tam, ale przynajmniej nie muszę w sklepie nikogo prosić o podanie mi czegoś.
-No dobrze niech ci będzie, jesteś niska niczym Krafter, który się tutaj patrzy. Chyba mu się spodobałaś. - zaśmiał się.
-Michael! Uspokój się! - powiedziałam lekko podniesionym głosem i spojrzałam w stronę bruneta. Nawet przystojny tylko szkoda że taki niski.
Boże, czemu jestem taka wysoka albo może czemu on jest taki niski?!

Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił.

-Sara, ja i tak jestem przystojniejszy, nie patrz tak na niego. - powiedział dumnie Michi.
-Haha, no chciałbyś Michael.
-Jesteś nie miła Sara.
-Przykro mi, ale lubisz mnie tak? -zapytałam z nadzieją.
-Ciebie się nie da nie lubić. - zaśmiał się i poklepał mnie po plecach.
-Może trochę słabiej co? Bo tu zaraz moje organy wypluję.
-Nie przesadzaj, wiem że jestem niezwykle silny, ale bez przesady.
-Tak chuderlaku, jesteś taki silny, że bijesz Pudzianowskego na głowę.
-No dobra, a co robisz wieczorem? - zapytał.
-Liga Mistrzów jest! Oglądam oczywiście. A czemu pytasz?
-To świetnie! Może wpadniesz do nas?
-Do nas czyli do kogo? - zapytałam i uniosam lekko brew.
-No będe ja, Krafter, Fettner, Kofler i Gregor.
-Jaki Gregor?
-No Schlierenzauer.
-Wiesz co bo mi się przypomniało, że fizjoterapeuta kazał mi przyjść na jakieś badania.
-Sara?
-No co?
-Przecież fizjoterapeuty dziś nie ma, przyjeżdża dopiero za dwa dni. Czemu kłamiesz? A już wiem. Chodzi o Gregora?
-Nie.
-Oj Saro, Saro... Nie pozjadacie się.
-No dobra, ale ide tylko dla Ciebie.
-Kochana ty moja. - odpowiedział po czym mnie przytulił.
-Michael, puść mnie bo nie oddycham.
-No już, już.

O punkt 20:00 byłam pod drzwiami Michaela. Otworzył mi Manuel.

-O! Cześć koleżanko z treningu!
-No witaj kolego. Rączki nie bolą po pompkach?
-Nieee, toż to ja mógłbym 200 zrobić!
-Jestem ciekawa. Może pokażesz mi jutro na treningu?
-No ok, ale 200 z przerwami.
-Haha no tak. Wiedziałam.
-Dobrze chodź już. - zaśmiał się i przepuścił mnie w drzwiach.

Weszłam do środka gdzie było już słychać śmiech chłopców. Manu zaprowadził mnie do jak mnie mam salonu, gdzie na ścianie był zawieszony dość duży telewizor plazmowy. Stały tam też dwie zielone sofy. Jedna wieksza, a druga trochę mniejsza. Na tej większej siedzieli Kofler, pan arogant i Michael, a na tej mniejszej Stefan. Przywitałam się z wszystkimi. Z jednymi trochę z większym entuzjazmem a z innymi (lub innym) z trochę mniejszym. Zajęłam miejsce obok Kraftera.

-No to zobaczymy z kim dzisiaj trzymam, a z kim nie. - powiedział zacierając ręce Andi.
-To po kolei. Ja jestem oczywiście za Realem. Greg?
-Barca. Real to cieniaaaasy. - odpowiedział Andiemu.
-Michaela nie trzeba pytać, bo wiadomo że Barcelona, no to Fetti.
-Reaaal.
-Pięknie. Bardzo dobry wybór Manu. To teraz Krafter.
-Bayernu tu nie ma, no to raczej Barca.
-Idiota. Saro, a ty? - zapytał z nadzieją Kofi.
-No oczywiście, że Real. Bo jak Barca nie może, to sędzia pomoże. - odpowiedziałam na co Manu i Andi się zaśmiali, a pozostali zabijali mnie wzrokiem.
- Piąteczka młoda. - powiedział do mnie zadowolony Andi po czym przybiliśmy tak zwane High 5.

Mecz trwał już dobre 20 minut. Jak na razie było zero do zera. Ale po nie celnym podaniu Jamesa Rodrigueza, piłkę przejął Messi, dryblingował aż po samo pole karne. Był sam na sam z bramkarzem. Oddał strzał i... piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką!

-Nie ma! - wydałam się na całe gardło.
-Nie ciesz się tak Sara, bo jak Neymar czy Suarez będą mieć taką okazję to na pewno ją wykorzystają. - odpowiedział zadufany Michi.
-A tak w ogóle to czegoś mi tu brakuje... - odezwał się Manuel.

Schlieri wiedział o co chodzi i poszedł do swojego pokoju, a spod łóżka wyciągnął dwa czteropaki. Na widok owego trunku wszyscy się usmiechnęli. Schlierenzauer rozdał złoty napój wszystkim oprócz mnie.

-Co za seksizm. - powiedziałam że zrezygnowaniem w jego stronę.
-No ale ja nie wiedziałem ile masz lat i czy pijesz.
-Mogłeś zapytać. - odpowiedziałam w jego kierunku po czym widząc, jak wszyscy siłowali się z kapslami, jednym zwinnym ruchem przy pomocy pierścionka otworzyłam swój napój.
-Co?! Jak ty to..?- zapytał zdumiony Kraft.
-A myślisz, że po co mi pierścionek? Dawać tu po kolei. - kiwnęłam głową w swoją stronę i przede mną ustawił się rząd spragnionych chuderlaków. Na końcu był Schlierenzauer.
-Tobie to nie powinnam otwierać tego piwa, ale dawaj.
-Dziękuje ślicznotko. - powiedział i puścił mi oczko.
-Uuuuu - zaczął wydurniać się Fettner.
-Fettner, zamilcz.
-Dobrze, przepraszam.

W przerwie między połowami oznajmiłam chłopakom, że wychodzę do ubikacji. Wyszłam tylko za próg salonu i ustawiłam się pod ścianą, podsłuchując, czy o mnie nie rozmawiają. Nie myliłam sie. Głównym tematem rozmowy byłam ja.

-Oj Michi zazdroszczę ci jaki masz kontakt z Sarą. Do tego ja taki niski jestem.. -żalił się Kraft.
-No widzisz Krafter? Trzeba było dłużej spać i pić więcej mleka. - śmiał się z niego Michael.
-Ej no właśnie.. macie partnerki na ten sobotni bal inauguracyjny na sezon letni? - zagadnął Fettner.
-Nie, ale ze mną na pewno idzie Sara! - powiedział z przekonaniem Hayboeck.
-Nie, bo ze mną- wtrącił Kraft.
-Przecież ja jestem ten najprzystojniejszy! - przechwalał się Schlieri.
-Zapytamy ją jak wróci. - zaproponował najmądrzejszy z nich - Kofler.

O Chrystusie... pomyślałam sobie. Po czym weszłam do salonu.

-Real nie zdobył gola? - zapytałam.
-Nie, ale musimy Cię o coś zapytać Saro. - rozpoczął Manuel.
-No o co takiego?
-Masz partnera na bal inauguracyjny?
-Szczerze to nawet nie wiedziałam, że jest takie coś.
-No to teraz zdecydujesz z którym z nas idziesz.
-A muszę? Nie mogę iść sama? - westchnęłam.
-Musisz Saro. - odparł Kofi.
-Ja jestem twoim najlepszym przyjacielem Sara! Nie rób mi tego. - powiedział udawając smutek Michael.
-Ale to mnie najbardziej lubisz! - wydarł się Manu.
-Zróbmy losowanie! Napiszemy jedną karteczkę z imieniem Sara, a pozostałe będą puste. Kto wylosuje kartkę z imieniem, wygra! - zaproponował Kraft i klasnął w dłonie.
-A co ja jestem, nagroda jakaś? Ja was będę losować jak już.
-Dobrze! Krafter rób kartki. Tylko nie pisz na każdej swojego imienia.. - zaśmiał się Schlieri, po czym dodał :
-Ale wiadomo, że ja wygram.
-Nawet jakbyś wygrał to bym z tobą nie poszła. Zostawmy to losowanie na później, mamy mecz do oglądanięcia. - powiedziałam, po czym przenieśliśmy wzrok na telewizor.

Nudnawy był ten mecz. Zero bramek, tylko dwie okazję na gola, ale z dobrą interwencją bramkarza. Aż tu nagle z nikąd wyskoczył Marcelo i to on strzelił bramkę na 1:0.

-Jeeeest!! Sara, Andi chodźcie no tu! - zawołał uradowany Manu.

Zrobiliśmy przytulasa z Andim i Fettim, ucieszeni z bramki dla Realu.

-Jaki też jestem za Realem przecież! - krzyknął obrażony Gregor.
-Yyy nie? Ty byłeś za Barcą. Zacytuję twoje słowa : "Real to cieniaaaasy". - skarciłam go.
-Nie prawda.
-Prawda, prawda Schlieri. - odparł Kofi.
-No dobra. Też chciałem przytulasa ale nie od was tylko od Saruni. - powiedział szatyn poruszając śmiesznie brwiami. Po czym dodał:
-Dobra ja idę do kibelka, bo trochę za dużo tego piwa.
-Ano właśnie! Spłuczka się wam zepsuła! - powiedziałam.
-To pójdę na pole. - stwierdził.
-Tylko żeby ci nie umarzł, bo zimno jest ! - powiedziałam, na co wszyscy zareagowali śmiechem. A sam Gregor machnął ręką i zniknął w korytarzu.

W międzyczasie Barcelona strzeliła bramkę na 1:1. Cały mecz zakończył się 2:1 dla Realu. Jedni się cieszyli, a inni już nie.

-No to jak? Robimy to losowanie? - zapytał zacierając ręce Manu.
-Dobra, Stefciu, dawaj te karteczki. - zawołałam do Krafta, który przyniósł mi owe karteczki.
-No dobra. Mam kartkę. - westchnęłam, i wzięłam się za otwieranie. Jak na złość, chyba wiadomo kto mi wypadł.
-No i kto, no i kto? - dopytywał Michi.
Ja uśmiechnęłam się i powiedziałam :
-Gratulacje Manuel. Idziesz ze mną!
-Świetnie! Chodź no tu! - zawołał do mnie i rozłożył ręce do przytulasa. Ja zrobiłam to samo i wtedy karteczka z napisem "Gregor" spadła na stolik. Schlierenzauer ją wziął do swojej rączki, i zadowolony powiedział :
-To ja idę z Sarą! Ty spryciulo! Patrzcie na tą karteczkę!
-Nie dziwię ci się Sara. Ja zrobiłbym to samo na twoim miejscu.- zaśmiał się Stefan, a potem wraz z nim wszyscy.
-No to szykuj suknie mała! - powiedział uradowany szatyn.
-Dobra, dobra ja już idę spać, bo jutro też zaśpię. Dowodzenia wszystkim! - krzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.

-Czego chcesz Schlierenzauer?
-Sara, nie bądź dla mnie taka oschła. Chcę się zaprzyjaźnić.
-Nie lubię aroganckich facetów.
-Ale ja taki nie jestem!
-Yhmm.. dobrze, zejdź mi już z drogi bo chce spać.
-Przyjdę po ciebie jutro o ósmej.
-Ale ja trafię na stołówkę.
-A ja nalegam. To jak?
-No dobra, ale teraz serio idź.
-Dobrze, dobranoc Sara.
-Dobranoc Schlierenzauer.

Była godzina 22:54. Odbyłam szybki prysznic i poszłam spać. Dziwny był ten dzień.. Ja i Schlierenzauer? Ciekawe...

                          ~~~•••~~~

Trochę długi wyszedł mi ten rozdział, bo ponad jego 70% to same dialogi. Nie wiem co tu jeszcze napisać :p To do następnego! :*
                                           ~iridesxenxe















Komentarze

  1. Hmmm no to zaczyna się akcja. Chłopcy jakby zaczarowani patrzą za Sarą 😉. No ale widać, że główne role to chyba będą tu należeć do Michiego i Gregora 😄. Tylko jakie intencje będzie miał Schlieri,a jakie Michi... Jestem ciakawa jak ti się potoczy 😘

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział XII

4. Rajd uliczny i zakupy

Rozdział XIII