3. Wagary?

Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 7:40. Trzeba wstać. - pomyślałam. Odbyłam poranną toaletę, ubrałam luźna koszulkę i jakieś legginsy i byłam gotowa do wyjścia. Dziś miałam iść ze Schlierenzauerem. Nie bardzo byłam szczęśliwa z tego powodu, no ale jak mus to mus. Zgodziłam się przecież, to nie mogę go tak zostawić. Wyszłam z pokoju, a za drzwiami stał on z jakimś kwiatkiem w ręku.
-Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał.
-Dobrze. A co to za kwiatuszek?
-A to dla ciebie.-powiedzial i się uśmiechnął.
-Ale dziś jest 20 czerwca z tego co wiem i chyba to nie jest jakiś specjalny dzień.
-A musi być jakaś okazja?
-No może nie, ale co mam z nim teraz zrobić? - uśmiechnęłam się.
-Nie wiem, teraz to możesz wyrzucić przez okno, ale warto było zobaczyć ten uśmiech. - wyszczerzył się.
-Dobra no, już chodźmy.

Na stołówce byli już chyba wszyscy. O dziwo, dziś nikt się nie wpatrywał w drzwiach do jadalni.

-No to co? Siadasz ze mną? - zapytał, znowu szczerząc swoje bielutkie ząbki.
-Chyba nie mam wyjścia. Wszystkie stoliki są zajęte, więc masz szczęście.

On tylko zacisnął dłoń w geście triumfu i usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku. On przyniósł nam jedzenie i kawę i zaczął coś tam do mnie nawijać, a ja jestem kulturalną osobą i nie rozmawiam podczas jedzenia, a zwłaszcza z pełną buzią.

-Pies jak je to nie szczeka. Więc nie gadaj tylko bierz się za to jedzenie. - powiedziałam mu.
-Ej no, nie obrażaj mnie. Ale dobra już jem. - powiedział nieco oburzając się.

Ja zakończyłam posiłek jako pierwsza, bo on gdakał jak nakręcony. Kiedy on skończył, znów chciałam mu dopiec. Miałam dziś wyjątkowo dobry nastrój do żartów, a że uchodziłam za osobę z poczuciem humoru, wiedziałam co powiedzieć.

-Skończyłeś? - zapytałam.
-No tak.
-To na łańcuch! - zaśmiałam się.
-Haha. Bardzo śmieszne. Czy ja ci wyglądam jak pies?
-A umiesz oddychać z otwartą buzią i wystawionym językiem?
Chłopak spróbował zrobić to o co go zapytałam.
-No teraz to wyglądasz jak pies. - znów się zaśmiałam.
-Sara! Uspokój się!
-No dobra, mam dziś jakiś dobry humor. Chodźmy już bo zaraz trening.

Weszłam na chwilę do pokoju po rzeczy i sprzęt, po czym miałam udać się na trening na skoczni. Wyszłam z pokoju i natknęłam się na Michaela.

-O, cześć Michael!
-Cześć.
-Idziemy na trening?
-A może pójdziesz z Gregorem?
-O co ci chodzi? Chyba nie jesteś zazdrosny..
-Nie. Tylko chyba zapomniałaś o mnie.
-Ej no Michi, przecież wiesz, że tobie najbardziej ufam.
-Na prawdę? Bo myślałem, że już poszedłem w odstawkę.
-Nie gadaj głupot. Chodź no tu. - powiedziałam i rozłożyłam ręce, a chwilę później tkwiliśmy w uścisku.
Później poszliśmy na trening. Moje skoki były nawet dobre. Po treningu przyszłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam laptopa i przeglądałam sieć. Porozmawiałam nawet chwilę przez z Skype'a z kilkoma dzieciakami z domu dziecka w którym przed dwoma laty jeszcze mieszkałam. Nie wspominałam o tym, ale w wieku 10 lat straciłam tatę. Tatę z którym przez te 10 lat mieszkałam w małej wiosce niedaleko Graza. A moja mama? Nigdy jej nie poznałam. Nie wiem nawet czy żyje, czy po prostu uciekla. Nie znam nikogo z mojej rodziny. Znam tylko ciocie Agathe, mamę Davida. Nie wiem dlaczego nie mogłam z nimi zamieszkać po śmierci taty. Dlatego, że mieszkają w Niemczech? Chyba nie... Mniejsza o to. Skąd moja pasja do skoków? Pamiętam, że kiedyś wyjechaliśmy z tatą do Kitzbuhel na ferie zimowe. Jeździliśmy na nartach i chyba na snowboardzie. Kiedyś mój tata był narciarzem alpejskim. Podobno zakończył karierę kiedy ja się urodziłam. Próbowałam narciarstwa. Szczerze... nie bardzo mi to wychodziło. Kiedyś w szkole już po śmierci taty, mieliśmy zajęcia z siatkówki. Okazało się że bardzo wysoko skaczę. Wpadłam na pomysł, by spróbować skoków narciarskich. Postanowiłam uczęszczać na treningi. Zapisałam się mając 14 lat. Wszyscy wmawiali mi że jestem za wysoka na skoki, że moje ciało będzie stawiało zbyt duży opór. Mówili żebym po prostu sobie dała z tym spokój. Ale nie poddałam się. Chciałam być jak tata. Być tak dobra, być sportowcem zimowym. I tak osiągałam coraz lepsze wyniki i tak właśnie wygrałam mistrzostwa świata juniorów. Przed każdymi zawodami modle się do taty. Może to on pomaga mi wygrywać? Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Krzyknęłam głośne : Proszę! a przed moimi oczyma pojawił się Michael.

-No cześć Sara, co tam porabiasz?
-A nic. Myślałam o tacie.
-O tacie?
-Tak o tacie. Siadaj, może opowiedzieć ci tą historię?
-No dobrze, jeśli tylko chcesz.

Powiedziałam mu całą tą historię, a on nie umiał nic powiedzieć, tylko mnie przytulił. Później opowiadaliśmy sobie nawzajem historyjki z dawnych czasów. Było dużo śmiechu, ale też Michi opowiedział mi o swojej byłej dziewczynie, która go zdradzała a on biedny o tym nie wiedział. Z resztą ja miałam bardzo podobnie. Ja też nie wiedziałam że przez jakieś 3 miesiące byłam w "trójkącie". Dużo przez to płakałam. Wiele wspólnego łączyło mnie i Michaela. Nieudane związki, miłość do tego samego sportu i wiele innych. Taki mój brat z innej matki. Rozmawialiśmy tak do późnego wieczora.

-Fajnie się gadało Sara. A tak przy okazji chciałem zapytać o coś.
-O co?
-Może tak jutro zerwiemy się z treningu i uciekniemy na miasto?
-Przecież trenerzy nas zabiją.
-Nie zabiją, straciliby tyle dobrego. - zaśmiał się.
-No dobra ale co im powiemy?
-Może że źle się poczułaś a ja z tobą zostałem.
-Dobra, to żeby nie było jutro nie idę na śniadanie. Tylko mi coś tu przemyć.
-Dobrze, nie ma sprawy. To dobranoc i do jutra!
-Dobranoc! - krzyknęłam i sięgnęłam po telefon. Zerknęłam jeszcze na Instagrama, odpisałam na wiadomość od Davida na messengerze i udałam się pod prysznic. Poszłam spać gdzieś przed północą. W końcu jutro mogę dłużej pospać.


Obudziłam się gdzieś przed dziewiątą. Michael był jeszcze na śniadaniu? Chyba tak. Chciał mnie zabrać na miasto. Gdzie? Sama nie wiem. Wiem tylko że mamy jakieś 2 godziny, by wrócić do ośrodka przed innymi. Wzięłam świeże ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. Myjąc zęby, usłyszałam pukanie.

-Wejść! - krzyknęłam.
-Sara? Gdzie jesteś? Przemyciłem ci jedzenie.
-Myje zęby, zaraz wyjdę.

KILKA MINUT PÓŹNIEJ

-A co tu ciekawego masz?
-Najzwyklejszą kanapkę. Na mieście zjemy coś lepszego.
-Dziękuje. Trener ci uwierzył że chcesz się mną zaopiekować? - zaśmiałam się.
-Tak, nawet mnie pochwalił. Powiedział, że jestem dobrym przyjacielem, a Schlieri chciał mnie zabić wzrokiem. - teraz on się zaśmiał.
-Dobrze, że wszyscy uwierzyli. A co będziemy robić?
-Pójdziemy nad taki potok - bardzo fajne miejsce. No i coś zjemy a tak to będziemy spacerować. Chyba że wolisz wypożyczyć rowery i przejechać się gdzieś za Innsbruck.
-Rowery to dobry pomysł.
-Dobrze. To rowery.

Nagle dostrzegłam wystającą głowę zza drzwi.

-A co ty tu tak zaglądasz jak żyd do Betlejem? - zapytałam.
-Wpadłem zobaczyć jak się czujesz. - odpowiedział Schlierenzauer.
-Spokojnie stary, ja się zajmę Sarą. Nie musisz się martwić.
-Właśnie. Michael się mną zajmie.
-A co będziecie robić? - zapytał szatyn.
-No chyba leżeć w łóżku, bo co innego? - odpowiedziałam mu.
-Razem?
-A nawet jeśli to co? Ty chyba na treningu powinieneś być. - odpowiedział mu blondyn.
-Już idę, spokojnie. Tylko pamiętaj Sara, Michael to nie jest chłopak dla ciebie.
-Idź Gregor. - powiedziałam, po czym szatyn zniknął za drzwiami.
-Idiota. - westchnął Michi.
-Nie przejmuj się nim. Zazdrosny jest.
-Dobrze mu tak. Nie dla psa kiełbasa!
-Ej no, nie porównuj mnie do kiełbasy!
-Oj tak się tylko mówi.
-No dobra, zjem to i idziemy.

Zjadłam swoje śniadanie i ruszyliśmy z Michaelem w stronę tego potoku. Pięknie tam było. Sam potok był niewielki i był tak czysty, że można było z niego pić wodę. Powiedzieliśmy tam chwilę i poszliśmy wypożyczyć rowery. Michi znał okolicę, więc to on prowadził. Jechaliśmy głównie przez teren górzysty. Michaelowi odpadły nogi, a ja nawet nie odczułam, że jechaliśmy kilka kilometrów przez dość stromą górkę. Później przejechaliśmy jakieś dwa kilometry i dojechaliśmy do małego lasku, na końcu którego był widok na cały Innsbruck.

-Pięknie tu jest. - powiedziałam.
-Tak, wiem. Zawsze tu przyjeżdżam jak chce pobyć sam.
-Chce ci się tyle jechać? Pod tą fotkę na której ci nogi wysiadają? - zaśmiałam się.
-Wiesz.. czasami miałem takie momenty w życiu, że nie zważałem na góry i górki. Chciałem tu po prostu być.

I wtedy telefon Michaela dał jakiś sygnał.

-Cholera. To Schlierenzauer. Podobno trener go po coś do nas wysłał. Co mam mu napisać? Pyta się gdzie jesteśmy.
-Yyy.. może napisz mu, że oboje pojechaliśmy do jakiejś apteki, bo nie chciałeś mnie zostawiać samej.
-Dobra, dobry pomysł.

-Chyba łyknął bo napisał że wróci do trenera i mu to powie.
-A o co właściwie chciał zapytać?
-Nie wiem, ale wracajmy już.

Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w kierunku wypożyczalni. Teraz jechaliśmy z górki, także zajęło nam to niewiele czasu. Potem poszliśmy po jakieś głupie tabletki przeciwbólowe do pobliskiej apteki, tak żeby mieć jakiś dowód w razie czego. Gdy byliśmy pod ośrodkiem zaczęłam udawać smutną i pozbawioną chęci do życia. Nie powiem, aktorką to byłam dobrą. Przeszliśmy do pokoju nie mijając nikogo. Ja podziękowałam Michaelowi za ten dzień pocałunkiem w policzek, co bardzo mu się spodobało. Byłam zmęczona i nabrałam ochotę na drzemkę. Tak też zrobiłam. Spałam jakieś 2 godziny, a obudziło mnie pukanie, a może "walenie" do drzwi. Powiedziałam zaspanym głosem "Wejść" , a przed moimi oczyma pojawił się Schlierenzauer.

-A, to tylko ty. - powiedziałam po czym znowu położyłam głowę na poduszce.
-Wiem gdzie byliście z Michaelem.
-No w aptece.
-A na rowerach?
-Jakch rowerach? - zgrywałam że nic nie wiem.
-Znalazłem u Michaela paragon. Udała się wycieczka? Wiesz, że gdybym był kablem poszedłbym od razu do trenera.
-Ojej, a tobie nie zdarzały się wagary w szkole?
-Może. Ale musisz coś zrobić a nie powiem trenerowi.
-Jezu, no co!? Nie mam czasu.
-Pocałuj mnie.
-I tyle? No dobra. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek, a on się skrzywił.
-Nie sprecyzowałeś gdzie. - powiedziałam i wystawiłam mu język.
-Doigrasz się jeszcze Saro.
-Już się boję. - odpowiedzialam, a on zniknął za drzwiami.
O, tyle spokoju.
Na zegarku była godzina 15:00. Nie chciałam iść na obiad, nie byłam głodna. Postanowiłam zostać już w pokoju i nie wychodzić aż do jutrzejszego śniadania. Fajnie było dziś z Michaelem. Powtórzyła bym to. Wymieniłam jeszcze kilka zdań z Davidem na messengerze, a później póściłam sobie jakiś film na laptopie.


                         ~~~•••~~~

No to jest trójka :p Pisana w czasie oczekiwania na kwalifikacje, więc z góry przepraszam za błędy, ale chyba każdy się myli. No to Sara coraz bardziej zaprzyjaźnia się z Michaelem. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału :p No to do następnego! :*
                                               ~iridesxenxe





Komentarze

  1. Hej hej 😘 Fajnie widzieć szczęśliwa Sarę z Michim. Widać,że ma do niego spore zaufanie po tym,że podzieliła się z nim historią o tacie. Michi też jest świetnym towarzyszem. I zostaje kwestia Schliriego, którego intencji nie jestem pewna, ale zapowiada się ciekawie, bo widać, że Sara po pierwszym złym odczuciu jest już bardziej pozytywnie nastawiona do Gregorka ☺ Do zobaczenia w następnym 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej 😘 No tak, Sara trzyma teraz z Michim. Ale więcej nie zdradzę 😇 Jeżeli nasi wygrają drużynówkę, nowy rozdział będzie jutro, a jak nie wygrają to w niedzielę 😀 Z góry uprzedzam, że później rozdziały RACZEJ nie będą tak często bo ferie mi się teraz skończyły 😒 Miło mi czytać twoje komentarze, bo to świetna motywacja, ale po wyświetleniach widzę,że duszki też są 👻😄 do następnego! 😘

      Usuń
    2. Rozumiem, moje ferie też właśnie się skończyły 😪. Więc,życzę weny twórczej i czekam na rozwój akcji! 😘

      Usuń
  2. No, no, no. Rozkręca nam się akcja! Oby tak dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział XII

4. Rajd uliczny i zakupy

Rozdział XIII