Rozdział X
Dziś był dzień, w którym miałam gościć u siebie Gregora. Wstałam z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Była godzina dziewiąta, co oznaczało że jak na mnie to dość wcześnie wstałam. Zjadłam śniadanie i wypiłam kawę. Pomyślałam jeszcze, że pójdę z Kodim na spacer, więc tak też zrobiłam. Szliśmy nasza ulubioną ścieżką, czyli przez park i wzdłuż rzeki. To było takie ciche miejsce. Bardzo lubiłam tu przychodzić. W Polsce czułam się lepiej niż w Austrii. Nadal nie żałuje mojej decyzji.
Wróciłam do domu bardzo zmęczona, a psu było jeszcze mało. Ja nie wiem skąd on ma tyle energii. Dałam mu świeżą wodę i coś do jedzenia. Polubiłam tego psiaka. Gdyby nie on, umarlabym z nudów. Może rozrabia trochę, bo ostatnio pogryzł mi dwie pary butów, ale nie mogę się na niego gniewać. Ja również napilam się wody i dosłownie runęłam na kanape. Oczywiście nie było mi dane odpocząć bo rozległ się dzwonek do drzwi. O nie, to pewnie on! A ja wyglądam jakbym przebiegła maraton. Poprawiłam włosy i koszulkę, spryskałam się jakaś mgiełką, która znajdowała się w pobliżu i poszłam otworzyć. Nie myliłam się. Był to ten oczekiwany przeze mnie gość.
-Cześć piękna! Czy mi się wydaje czy wyładniałaś jeszcze bardziej? - powiedział z tym jakże prześlicznym uśmiechem i wyciągnął zza pleców bukiet żółtych róż. Skąd wiedział że to moje ulubione? Chociaż wiecie co? W życiu dostałam tylko jedną róże. Na dzień kobiet.. w szóstej klasie. Ja oczywiście słysząc komplement zarumieniłam się czego w sobie szczerze nie nawiedziłam. Cóż zrobić...
-No cześć, ale tych róż to już nie trzeba było.
-A dlaczego nie? Dawno się nie widzieliśmy, a kobiety lubią kwiaty.
-No dobra, przecież ich nie wyrzucę. Wejdź. - machnęłam ręką, w geście by wszedł do środka. Zdjął najpierw buty, a potem zabrał się za odpinane kurtki. Wtem wbiegł mój wandal i pobiegł prosto w stronę butów Grega, zabrał jednego i uciekł, by móc w spokoju je rozwalić. Co za cwaniak.
-Kodi dawaj tego buta! Krzyknęłam i chciałam zabrać tej bestii tego Bogu ducha winnego bucika a on na mnie warknął tak, że odskoczyłam do tyłu a Greg się zaczął śmiać.
-Jak się nie boisz cwaniaku to podejdź do niego i weź mu tego buta. - powiedziałam zirytowana.
-Sory, ale wolę nie. - zaśmiał się. -Moglabyś mi zrobić jakiejś herbaty czy coś? Bo taki spragniony jestem.
-Już, już. Tylko uprzedzam że musisz sobie nowe buty kupić. A raczej ja ci kupię bo to mój pies je całe ześlinił a teraz pewnie mało co z nich zostało.
-Nie przesadzaj, sam sobie kupie. Tylko teraz jestem bosy..
Jaki masz numer buta?
-44.
-Jezusie jakie kajaki. To robią jeszcze takie duże buty czy do szewca chodzisz po specjalne?
-Haha, ej! Moje stopy to nie kajaki! Są normalne jest ich bardzo dużo.
-No dobra wygrałeś.
-A co wygrałem?! Całusa?
-Od Kodiego owszem a ode mnie wygrałeś spacer po naszym pięknym parku.
-Ej ja nie chcę całować Kodiego! Ale na spacer pójdę. To kiedy?
-A chodź teraz!
-Ale miałem wypić herbatę.
-Kupimy jakąś kawę na mieście. Chodź. Bierzemy Kodiego bo nie chcę żeby często zostawał sam. - powiedziałam i przypięłam psa do smyczy. Ubralismy się i wyszliśmy z mieszkania. Śmialiśmy się z rozmawialiśmy i poszliśmy na kawę. W drodze powrotnej również rozmawialiśmy.
-Sara jak powiedzieć komuś że ten ktoś ci się podoba?
-Oj, to mnie się o to pytasz?
-Tak, Ciebie. Odpowiesz?
-No chyba powiedzieć jej to wprost to najlepsza opcja.
-Ale boję się że ten ktoś nie odwzajemni tego uczucia.
-O czyli masz kogoś na oku!
-No tak jakby.
-A kto taki jeśli można zapytać.
-Na razie ci nie powie. Przyjdzie czas.
-Dobrze, nie chcę się w nic wtrącać.
-A jak to możliwe, że ty nie masz nikogo? Taka fajna z ciebie dziewczyna..
-Dziękuje, nie wiem jakoś tak wyszło. Może nikomu się nie podobam, albo ten ktoś mi się nie podoba, a jak mi się podoba to okazuje się niższy ode mnie. Czasem wkurza mnie ten mój wzrost.
-Wiesz co? Bo ja znam kogoś komu się podobasz.
-Co? Niby kto to taki?
-Przyjdzie czas, że się dowiesz.
-Nienawidze jak tak mówisz. - udałam obrażoną i przyśpieszyłam kroku. Nagle poczułam jak ktoś popycha mnie na wielką zaspę.
-Ej! Tak się nie robi!
-Robi się! - zaśmiał mi się w twarz i wystawił język.
-Podnieś mnie teraz! - powiedziałam i gdy chłopak podał mi rękę, pociągnęłam za nią i teraz to on leżał w zaspie.
-Ten się śmieje kto się śmieje ostatni głupku.
-Nie lubię cię.
-Oj, oj jakie straszne.
-Zartuje, ciebie nie da się nie lubić.
-Oj, jak słodko. Uważaj bo mnie zamdli zaraz.
-Moglabyś być milsza i chociaż raz mi podziękować. - zaśmiał się i poszliśmy dalej.
Przyszliśmy do mojego mieszkania i rozmawialiśmy o zbliżającym się turnieju czterech skoczni i o wielu innych rzeczach. Było miło, ale się skończyło.
-Saruś, chyba na mnie pora.
-Już? Myślałam że zostaniesz na noc.. - tfu! Nie to chciałam powiedzieć!
-O kurcze, trzeba było tak od razu!
-Nie, nie to miałam na myśli! Myślałam że przyjechaleś tu na co najmniej dwa dni.
-Chcialbym kochana, ale muszę jechać do rodziny bo niedługo święta.
-A, no tak. Rozumiem. - powiedziałam zrezygnowanym głosem.
-A ty do kogo jedziesz na święta?
-Do Davida. - skłamałam. Nie zdarzało mi się to często, ale nie chciałam by przejmował się tym że zostanę sama. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Pożegnaliśmy się i ponownie zostałam sama. Nie lubiłam tego uczucia, ale teraz cierp bo sobie nie potrafiłaś chłopaka znaleźć.
WIGILIA BOŻEGO NARODZENIA
Wzięłam ciasto, które jakoś udało mi się upiec, kilka pierogów i tradycyjny polski żurek. Psa oczywiście wzięłam ze sobą. Zakluczyłam mieszkanie i udałam się do domku obok.
-Dzień dobry panie Andrzeju! Przyniosłam nam święta.
-Dziecko, nie trzeba było tu przychodzić! Co z takim starym dziadem będziesz siedzieć. Do chłopa trzeba było iść!
-Nie mam chłopa panie Andrzeju. Jestem sama jak pan.
-Oj dziewczyno, ale całe życie przed tobą.
Zasiedlismy do stołu i odbyliśmy taka nasza mała wigilię. To był dobry pomysł by przyjść do pana Andrzeja. Widziałam jaki był szczęśliwy. Pospiewaliśmy kolędy, porozmawialiśmy chwilę i poszłam z Kodim do siebie. Cieszyłam się że przeze mnie jakiś człowiek był szczęśliwy. Kochałam pomagać i uszczęśliwiać ludzi. Nawet głupie pozowanie do zdjęć z fanami było świetne.
Wzięłam gorącą kąpiel i chciałam iść spać. Spojrzałam jeszcze na telefon, na którym widniała jedna nieprzeczytana wiadomość.
Odpisałam i zamknęłam oczy by oddać się w ręce Morfeusza.
••
7 Stycznia
Dziś są urodziny Gregora. Turniej czterech skoczni się już skończył. Wygrał Kamil Stoch, a Gregor był dopiero dwudziesty. W tym roku nie jest w formie. Myślałam kilka dni temu jaki mu dać prezent. Nie chciałam jechać specjalnie do Austrii bo jestem chora. Gdybym była zdrowa to może... Ale mniejsza o to. Zaadresowałam paczkę na jego adres i wysłałam w niej kartkę z życzeniami, jego zdjęcie, które zrobiłam jak leżał w śniegu, pewnie jakaś tonę cukierków, przez które będzie grubasem, jakąś buteleczkę polskiej wódeczki (xd) i szalik mojej drużyny i moją koszulkę którą nasz klub sprzedaje w sklepie kibica. Oczywiście w jego rozmiarze. Ciekawe czy się mu spodoba. Teraz to musiałam iść na trening.
Nie było tam Stefi. W sumie to nie rozmawiałam z nią od tego incydentu z Michaelem. Ale przecież ja nic jej nie zrobiłam. Ani ona mnie. Postanowiłam, że odwiedzę ją dziś po treningu.
Zapukałam do drzwi, a przed moimi oczyma ukazała się Stefi, która miała podbite oko i kilka siniaków na ręce. Przestraszyłam się.
-Jezu, kochanie co ci się stało?!
-Nic, wejdź.
-Jak to nic? Przecież widzę.
-Sara ja teraz nie wychodzę z mieszkania bo się boję!
-Ale czego się boisz? Co się dzieje?
-Mój były dopadł mnie na ulicy niedaleko hali! Ten od którego uciekła. Teraz siedzę zamknięta w mieszkaniu. Dobrze że mam ten wizjer i jak zobaczyłam ciebie to mi ulżyło.
-Dlaczego nie zadzwonilaś?
-Bo mi rozwalił telefon. Pobił i powiedział że jak jeszcze raz spotkam się z Michaelem, albo jak pójdę na policję to ze mną skończy. - i tu zaczęła płakać. Biedna... Jak mi jej szkoda!
-Ej, skrabie nie płacz! Wszystko będzie dobrze. Ja się tym zajmę. Nie możesz zostać sama. Może chcesz żebym zadzwoniła do Michaela? Może przyjedzie jak zrozumie powagę sytuacji.
-Jakbyś mogła.. ale co z tym zrobisz?
-Ide na policję.
-Nie! Nie możesz! On mnie zabiję!
-Nie zabiję! Nie możesz żyć tak w strachu. Przyjedzie Michael i się tobą zajmie. Ja będę przychodzić... Nie możemy stracić najlepszej środkowej - powiedziałam a ona się lekko uśmiechnęła.
-Ale boję się że tobie coś zrobi.
-On mnie przecież nie zna. Policja go szybko zwinie. Nie martw się.
Najpierw do niego zadzwoń, a później jedziemy na policję.
-Ale jak to jedziemy? Ja nigdzie nie idę!
-Idziesz. Przecież będą pytać o rysopis a ja nigdy go nie widziałam.
-To dam ci jego zdjęcie. Proszę nie chcę tam jechać.
-No dobra. Masz, dzwoń do niego, a ja idę.
Podałam jej telefon, wzięłam zdjęcie i udałam się w stronę mojego samochodu. Pojechałam w stronę komisariatu. Bałam się o Stefi, dlaczego wcześniej do niej nie przyjechałam? Biedna już tydzień siedzi w domu. Pewnie jeszcze nie ma nic do jedzenia. Zrobię jej później zakupy, ale najpierw muszę zgłosić ta sprawę.
Podjechałam pod właściwy budynek i wysiadłam z samochodu.
Sprawa została przyjęta, zaczną go szukać. Mam tylko nadzieję, że się znajdzie. Wiedzą o nim dość sporo ale nie wiedzą gdzie się znajduje. Pojechałam na zakupy i zakupiłam dla Stef sporo rzeczy. Ale chwila... że też na to nie wpadłam! Wezmę Stefi do siebie! Będzie się czuła bezpiecznie, a ten bandyta nie wie gdzie mieszkam. Ba! On mnie nawet nie zna! Mam nadzieję, że Michael zgodził się przyjechać. Ja już jutro wyjeżdżam do Rzeszowa na mecz. Nie chcę by została sama.
-Wrocilam! Sprawa przyjęta. Masz, zrobiłam ci zakupy.
-Nie trzeba było. Sara, kochanie co ja bym bez ciebie zrobiła! - powiedziała i mnie przytuliła.
-A Michael przyjedzie?
-Nie odebrał. Dzwoniłam dziesięć razy.
-Pewnie nie chce odebrać, bo wyświetla mu się mój numer.
-Zadzwonie do Gregora, on mu powie.
-Ale ja do niego nie dzwoniłam.
-Co? Czemu?
-Ja nie chcę żeby tu przyjechał.
-Ale dlaczego?
-No bo... nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Stefi, boję się. Mów.
-Bo on..
~~~•••~~~
Dziesiąty😋 Jak myślicie co Stefi chcę powiedzieć Sarze? Nie będę się jakoś szczególnie rozpisywać 😜Dzięki za komentarze i do następnego! 😘Jak narazie to mam sporo weny do pisania😁
A! Jeszcze rozdziały teraz nie będą miały nazw, tylko poprostu będą pisane jako " Rozdział X "
~iridesxenxe
Wróciłam do domu bardzo zmęczona, a psu było jeszcze mało. Ja nie wiem skąd on ma tyle energii. Dałam mu świeżą wodę i coś do jedzenia. Polubiłam tego psiaka. Gdyby nie on, umarlabym z nudów. Może rozrabia trochę, bo ostatnio pogryzł mi dwie pary butów, ale nie mogę się na niego gniewać. Ja również napilam się wody i dosłownie runęłam na kanape. Oczywiście nie było mi dane odpocząć bo rozległ się dzwonek do drzwi. O nie, to pewnie on! A ja wyglądam jakbym przebiegła maraton. Poprawiłam włosy i koszulkę, spryskałam się jakaś mgiełką, która znajdowała się w pobliżu i poszłam otworzyć. Nie myliłam się. Był to ten oczekiwany przeze mnie gość.
-Cześć piękna! Czy mi się wydaje czy wyładniałaś jeszcze bardziej? - powiedział z tym jakże prześlicznym uśmiechem i wyciągnął zza pleców bukiet żółtych róż. Skąd wiedział że to moje ulubione? Chociaż wiecie co? W życiu dostałam tylko jedną róże. Na dzień kobiet.. w szóstej klasie. Ja oczywiście słysząc komplement zarumieniłam się czego w sobie szczerze nie nawiedziłam. Cóż zrobić...
-No cześć, ale tych róż to już nie trzeba było.
-A dlaczego nie? Dawno się nie widzieliśmy, a kobiety lubią kwiaty.
-No dobra, przecież ich nie wyrzucę. Wejdź. - machnęłam ręką, w geście by wszedł do środka. Zdjął najpierw buty, a potem zabrał się za odpinane kurtki. Wtem wbiegł mój wandal i pobiegł prosto w stronę butów Grega, zabrał jednego i uciekł, by móc w spokoju je rozwalić. Co za cwaniak.
-Kodi dawaj tego buta! Krzyknęłam i chciałam zabrać tej bestii tego Bogu ducha winnego bucika a on na mnie warknął tak, że odskoczyłam do tyłu a Greg się zaczął śmiać.
-Jak się nie boisz cwaniaku to podejdź do niego i weź mu tego buta. - powiedziałam zirytowana.
-Sory, ale wolę nie. - zaśmiał się. -Moglabyś mi zrobić jakiejś herbaty czy coś? Bo taki spragniony jestem.
-Już, już. Tylko uprzedzam że musisz sobie nowe buty kupić. A raczej ja ci kupię bo to mój pies je całe ześlinił a teraz pewnie mało co z nich zostało.
-Nie przesadzaj, sam sobie kupie. Tylko teraz jestem bosy..
Jaki masz numer buta?
-44.
-Jezusie jakie kajaki. To robią jeszcze takie duże buty czy do szewca chodzisz po specjalne?
-Haha, ej! Moje stopy to nie kajaki! Są normalne jest ich bardzo dużo.
-No dobra wygrałeś.
-A co wygrałem?! Całusa?
-Od Kodiego owszem a ode mnie wygrałeś spacer po naszym pięknym parku.
-Ej ja nie chcę całować Kodiego! Ale na spacer pójdę. To kiedy?
-A chodź teraz!
-Ale miałem wypić herbatę.
-Kupimy jakąś kawę na mieście. Chodź. Bierzemy Kodiego bo nie chcę żeby często zostawał sam. - powiedziałam i przypięłam psa do smyczy. Ubralismy się i wyszliśmy z mieszkania. Śmialiśmy się z rozmawialiśmy i poszliśmy na kawę. W drodze powrotnej również rozmawialiśmy.
-Sara jak powiedzieć komuś że ten ktoś ci się podoba?
-Oj, to mnie się o to pytasz?
-Tak, Ciebie. Odpowiesz?
-No chyba powiedzieć jej to wprost to najlepsza opcja.
-Ale boję się że ten ktoś nie odwzajemni tego uczucia.
-O czyli masz kogoś na oku!
-No tak jakby.
-A kto taki jeśli można zapytać.
-Na razie ci nie powie. Przyjdzie czas.
-Dobrze, nie chcę się w nic wtrącać.
-A jak to możliwe, że ty nie masz nikogo? Taka fajna z ciebie dziewczyna..
-Dziękuje, nie wiem jakoś tak wyszło. Może nikomu się nie podobam, albo ten ktoś mi się nie podoba, a jak mi się podoba to okazuje się niższy ode mnie. Czasem wkurza mnie ten mój wzrost.
-Wiesz co? Bo ja znam kogoś komu się podobasz.
-Co? Niby kto to taki?
-Przyjdzie czas, że się dowiesz.
-Nienawidze jak tak mówisz. - udałam obrażoną i przyśpieszyłam kroku. Nagle poczułam jak ktoś popycha mnie na wielką zaspę.
-Ej! Tak się nie robi!
-Robi się! - zaśmiał mi się w twarz i wystawił język.
-Podnieś mnie teraz! - powiedziałam i gdy chłopak podał mi rękę, pociągnęłam za nią i teraz to on leżał w zaspie.
-Ten się śmieje kto się śmieje ostatni głupku.
-Nie lubię cię.
-Oj, oj jakie straszne.
-Zartuje, ciebie nie da się nie lubić.
-Oj, jak słodko. Uważaj bo mnie zamdli zaraz.
-Moglabyś być milsza i chociaż raz mi podziękować. - zaśmiał się i poszliśmy dalej.
Przyszliśmy do mojego mieszkania i rozmawialiśmy o zbliżającym się turnieju czterech skoczni i o wielu innych rzeczach. Było miło, ale się skończyło.
-Saruś, chyba na mnie pora.
-Już? Myślałam że zostaniesz na noc.. - tfu! Nie to chciałam powiedzieć!
-O kurcze, trzeba było tak od razu!
-Nie, nie to miałam na myśli! Myślałam że przyjechaleś tu na co najmniej dwa dni.
-Chcialbym kochana, ale muszę jechać do rodziny bo niedługo święta.
-A, no tak. Rozumiem. - powiedziałam zrezygnowanym głosem.
-A ty do kogo jedziesz na święta?
-Do Davida. - skłamałam. Nie zdarzało mi się to często, ale nie chciałam by przejmował się tym że zostanę sama. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Pożegnaliśmy się i ponownie zostałam sama. Nie lubiłam tego uczucia, ale teraz cierp bo sobie nie potrafiłaś chłopaka znaleźć.
WIGILIA BOŻEGO NARODZENIA
Wzięłam ciasto, które jakoś udało mi się upiec, kilka pierogów i tradycyjny polski żurek. Psa oczywiście wzięłam ze sobą. Zakluczyłam mieszkanie i udałam się do domku obok.
-Dzień dobry panie Andrzeju! Przyniosłam nam święta.
-Dziecko, nie trzeba było tu przychodzić! Co z takim starym dziadem będziesz siedzieć. Do chłopa trzeba było iść!
-Nie mam chłopa panie Andrzeju. Jestem sama jak pan.
-Oj dziewczyno, ale całe życie przed tobą.
Zasiedlismy do stołu i odbyliśmy taka nasza mała wigilię. To był dobry pomysł by przyjść do pana Andrzeja. Widziałam jaki był szczęśliwy. Pospiewaliśmy kolędy, porozmawialiśmy chwilę i poszłam z Kodim do siebie. Cieszyłam się że przeze mnie jakiś człowiek był szczęśliwy. Kochałam pomagać i uszczęśliwiać ludzi. Nawet głupie pozowanie do zdjęć z fanami było świetne.
Wzięłam gorącą kąpiel i chciałam iść spać. Spojrzałam jeszcze na telefon, na którym widniała jedna nieprzeczytana wiadomość.
Od : Schlierenzauer
Wesołych świąt Saruś 😘
Do : Schlierenzauer
Wesołych świąt Gregor 😃
Odpisałam i zamknęłam oczy by oddać się w ręce Morfeusza.
••
7 Stycznia
Dziś są urodziny Gregora. Turniej czterech skoczni się już skończył. Wygrał Kamil Stoch, a Gregor był dopiero dwudziesty. W tym roku nie jest w formie. Myślałam kilka dni temu jaki mu dać prezent. Nie chciałam jechać specjalnie do Austrii bo jestem chora. Gdybym była zdrowa to może... Ale mniejsza o to. Zaadresowałam paczkę na jego adres i wysłałam w niej kartkę z życzeniami, jego zdjęcie, które zrobiłam jak leżał w śniegu, pewnie jakaś tonę cukierków, przez które będzie grubasem, jakąś buteleczkę polskiej wódeczki (xd) i szalik mojej drużyny i moją koszulkę którą nasz klub sprzedaje w sklepie kibica. Oczywiście w jego rozmiarze. Ciekawe czy się mu spodoba. Teraz to musiałam iść na trening.
Nie było tam Stefi. W sumie to nie rozmawiałam z nią od tego incydentu z Michaelem. Ale przecież ja nic jej nie zrobiłam. Ani ona mnie. Postanowiłam, że odwiedzę ją dziś po treningu.
Zapukałam do drzwi, a przed moimi oczyma ukazała się Stefi, która miała podbite oko i kilka siniaków na ręce. Przestraszyłam się.
-Jezu, kochanie co ci się stało?!
-Nic, wejdź.
-Jak to nic? Przecież widzę.
-Sara ja teraz nie wychodzę z mieszkania bo się boję!
-Ale czego się boisz? Co się dzieje?
-Mój były dopadł mnie na ulicy niedaleko hali! Ten od którego uciekła. Teraz siedzę zamknięta w mieszkaniu. Dobrze że mam ten wizjer i jak zobaczyłam ciebie to mi ulżyło.
-Dlaczego nie zadzwonilaś?
-Bo mi rozwalił telefon. Pobił i powiedział że jak jeszcze raz spotkam się z Michaelem, albo jak pójdę na policję to ze mną skończy. - i tu zaczęła płakać. Biedna... Jak mi jej szkoda!
-Ej, skrabie nie płacz! Wszystko będzie dobrze. Ja się tym zajmę. Nie możesz zostać sama. Może chcesz żebym zadzwoniła do Michaela? Może przyjedzie jak zrozumie powagę sytuacji.
-Jakbyś mogła.. ale co z tym zrobisz?
-Ide na policję.
-Nie! Nie możesz! On mnie zabiję!
-Nie zabiję! Nie możesz żyć tak w strachu. Przyjedzie Michael i się tobą zajmie. Ja będę przychodzić... Nie możemy stracić najlepszej środkowej - powiedziałam a ona się lekko uśmiechnęła.
-Ale boję się że tobie coś zrobi.
-On mnie przecież nie zna. Policja go szybko zwinie. Nie martw się.
Najpierw do niego zadzwoń, a później jedziemy na policję.
-Ale jak to jedziemy? Ja nigdzie nie idę!
-Idziesz. Przecież będą pytać o rysopis a ja nigdy go nie widziałam.
-To dam ci jego zdjęcie. Proszę nie chcę tam jechać.
-No dobra. Masz, dzwoń do niego, a ja idę.
Podałam jej telefon, wzięłam zdjęcie i udałam się w stronę mojego samochodu. Pojechałam w stronę komisariatu. Bałam się o Stefi, dlaczego wcześniej do niej nie przyjechałam? Biedna już tydzień siedzi w domu. Pewnie jeszcze nie ma nic do jedzenia. Zrobię jej później zakupy, ale najpierw muszę zgłosić ta sprawę.
Podjechałam pod właściwy budynek i wysiadłam z samochodu.
Sprawa została przyjęta, zaczną go szukać. Mam tylko nadzieję, że się znajdzie. Wiedzą o nim dość sporo ale nie wiedzą gdzie się znajduje. Pojechałam na zakupy i zakupiłam dla Stef sporo rzeczy. Ale chwila... że też na to nie wpadłam! Wezmę Stefi do siebie! Będzie się czuła bezpiecznie, a ten bandyta nie wie gdzie mieszkam. Ba! On mnie nawet nie zna! Mam nadzieję, że Michael zgodził się przyjechać. Ja już jutro wyjeżdżam do Rzeszowa na mecz. Nie chcę by została sama.
-Wrocilam! Sprawa przyjęta. Masz, zrobiłam ci zakupy.
-Nie trzeba było. Sara, kochanie co ja bym bez ciebie zrobiła! - powiedziała i mnie przytuliła.
-A Michael przyjedzie?
-Nie odebrał. Dzwoniłam dziesięć razy.
-Pewnie nie chce odebrać, bo wyświetla mu się mój numer.
-Zadzwonie do Gregora, on mu powie.
-Ale ja do niego nie dzwoniłam.
-Co? Czemu?
-Ja nie chcę żeby tu przyjechał.
-Ale dlaczego?
-No bo... nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Stefi, boję się. Mów.
-Bo on..
~~~•••~~~
Dziesiąty😋 Jak myślicie co Stefi chcę powiedzieć Sarze? Nie będę się jakoś szczególnie rozpisywać 😜Dzięki za komentarze i do następnego! 😘Jak narazie to mam sporo weny do pisania😁
A! Jeszcze rozdziały teraz nie będą miały nazw, tylko poprostu będą pisane jako " Rozdział X "
~iridesxenxe
Róża na dzień kobiet i to w szóstej klasie! Boże.. jakbym czytała o sobie :D Od tamtej pory zdecydowanie wolę dostawać słodycze. Super rozdział, mam nadzieję, że wena o której napisałaś zaowocuje bardzo szybko w kolejne części! Jestem z całością na bieżąco ale dopiero teraz postanowiłam skomentować :D od teraz obiecuje pojawiać się pod każdym postem.
OdpowiedzUsuńzapraszam też do siebie na porcje skoków
norwegian-wind.blogspot.com
będzie mi bardzo miło jak mnie tam odwiedzisz.
Zaraz umieszczę Twojego bloga w liście polecanych aby moi czytelnicy również zajrzeli do Ciebie :)
uściski i do następnej części <3
Aha, czyli chcesz mi powiedzieć że muszę czekać na następny rozdział? Ciekawość mnie zżera! I to bardzo!
OdpowiedzUsuńproponuje zacząć wspólne wiercenie dziury w brzuchu aby wymusić jak najszybciej nowy rozdział :D
UsuńNie ma sprawy! Zaczynamy od zaraz :D
UsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńCzekam już na next! :D
OdpowiedzUsuńBo on... I co dalej już nie mogę się doczekać, lecę czytać 😘💞
OdpowiedzUsuń